Z łaski Boga jestem tym, kim jestem
Autorka: Danielle Strickland
Uczę się ostatnio pokory.
Niewątpliwie jest to pomocne lekarstwo dla mojego pełnego nieraz pychy poczucia samowystarczalności. Cierpię na przekonanie „dam sobie radę” i postawę „naprawię to”, które tak naprawdę są dwiema stronami tej samej monety. Obie te przypadłości wypływają z przeświadczenia, że jestem lepsza niż w rzeczywistości.
To przekonanie o własnej samowystarczalności sprawia, że chcę mieć rację, kiedy się mylę i prowadzi do zachowania, które nie jest zakorzenione w tym, kim jestem w swojej najlepszej wersji – czyli wtedy, kiedy żyję w zgodzie z Bogiem. Postępowanie takie sugeruje, że jestem samowystarczalna sam z siebie. Kiedy więc zmagam się ze swoim ego i własną dumą, czy to w formie arogancji, czy desperacji, niezbędne jest zastosowanie antidotum – którym zawsze jest pokora.
Taka pokora wyraża się w różnych postawach.
Ostatnio było to proste przyznanie się do swojej niezdolności do zmiany stanu rzeczy. Osoby, które pokonały jakieś uzależnienie, rozpoznają to nastawienie w modlitwie o pogodę ducha: „(…) abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić”.
Dużo o tym ostatnio myślałam. Nie jest to tylko wiedza o tym, czego nie mogę zmienić, ani przyznanie, że nie jestem w stanie zmienić niektórych rzeczy/ludzi/sytuacji itp. To pogodzenie się z tym. A żeby pogodzić się z tym, czego nie możesz zmienić, a co chcesz zmienić… Cóż, to wymaga (uwaga uwaga…) pokory.
Pokora rodzi się ze spojrzenia w oczy swojej niewystarczalności i gotowości do odpuszczenia. Jeszcze lepsza – przynajmniej dla mnie – jest duchowa praktyka oddawania tych rzeczy, ludzi i sytuacji, które CHCĘ zmienić, których zmiany PRAGNĘ i które naprawdę POWINNY się zmienić, Bogu, który – co przyznaję, kiedy jestem szczera i pokorna – i tak jest w stanie dużo lepiej się nimi zająć.
Ta nauka pokory sprawiła, że wiele sobie ostatnio odpuściłam. Opiszę kilka obszarów tego procesu, żeby pomóc tym z was, którzy wyruszyliście w tę piękną podróż ku wolności.
1) Odpuszczenie sobie przyszłości.
Próby kontrolowania przyszłości przypominają usiłowanie złapania w ręce płynącej wody. Są skazane na porażkę.
Bóg przypomina nam o tym w swoim słowie – i to często. Wciąż na nowo podkreśla wagę postawy skupionej na dniu dzisiejszym.
Codzienna praktyka oddawania Bogu wszystkich spraw, których nie jestem w stanie kontrolować. Przyszłość jest z definicji zupełnie poza moją kontrolą. Twoją też.
Być może czas odpuścić sobie to, czego nie jesteś w stanie kontrolować. Ucząc się praktykować odpuszczanie sobie tego, co jest przed nami, uwalniamy się od strachu, lęku, niepokoju i ściśniętego żołądka na myśl o tym, że musisz sam wszystko poukładać.
2) Odpuszczenie sobie przymusu posiadania racji.
Wygłosiłam ostatnio kazanie, w którym posłużyłam się greckim słowem, które błędnie wyjaśniłam. Ktoś napisał do mnie email, a ktoś inny poinformował mnie o tym na Twitterze. Obie te osoby miały rację, a ja się myliłem. Zamiast się tłumaczyć, bronić swojego stanowiska, gniewać się na ludzi, którzy niczego mi nie przepuszczą, itd., musiałem odpuścić sobie przekonanie, że „powinnam mieć rację” i po prostu przyznać, że się pomyliłam i następnym razem postaram się to poprawić.
Pokorze potrzebnej do przyznania, że błędnie posłużyłam się tym słowem, towarzyszy uświadomienie sobie, że muszę być bardziej staranna i sumienna przy przygotowywaniu kazań. Ta jedna poprawka pociągnęła za sobą wiele innych w tym procesie. Jeśli będę szczera i pokorna, będzie to dla mnie pomocne. Kiedy jestem pokorna, mogę odpuścić sobie przymus posiadania racji i nauczyć się czegoś nowego.
3) Odpuszczenie sobie oczekiwań.
Jeśli jesteś taki jak ja, masz w głowie trajektorię tego, jak będzie kształtowało się twoje życie. Może dlatego, że sama lubię opowiadać, cenię sobie dobre historie. Mam przygotowane opowieści o moim własnym życiu. Inni ludzie też mają co do niego swoje wyobrażenia – jak będzie albo jak powinno być.
Oczekiwania wkradają się do naszego życia i przejmują kontrolę nad naszymi decyzjami. Oczekiwania (nasze własne lub innych) często rodzą się ze strachu – a strach wypływa z naszego ego.
Pomyśl o tym: Co by się działo, gdybyś przy podejmowaniu wszystkich życiowych decyzji wysyłała swoje ego i strach na ławkę rezerwowych?
Nie musisz stawać do heroicznej konfrontacji i zabijać swojego ego wojennym toporem z okrzykiem „Wolność!” na ustach i twarzą pomalowaną na niebiesko. Po prostu odeślij je na ławkę rezerwowych w swojej głowie/sercu/domu i podejmij decyzję, która jest dla ciebie najbardziej ekscytująca, pełna wiary i natchniona przez Boga.
Kiedy dokonasz już wyboru, możesz wypuścić strach i ego z powrotem na boisko. Nie ma wątpliwości co do tego, że nadal będą narzekać i żalić się, że czuły się wykluczone, jeśli chodzi o tę decyzję, wieszczyć, że będzie strasznie, zastanawiać się, co ludzie pomyślą, itd. – ale to nie one będą stały u sterów tego procesu.
Odpuszczenie sobie oczekiwań i powierzenie swojego życia Bogu wymaga pokory.
Jest to kilka pokornych postaw, które ostatnio praktykowałam i które przypomniały mi o przerażająco pięknym poddaniu, które pomaga nam żyć jako Boże dzieci. Chociaż ten czas uczenia się i stosowania pokory w mojej codzienności był trudny, odkryłam, że był to także najbardziej wypełniony wiarą i ożywczy okres mojego życia.
Wypuszczając z rąk rzeczy, których nie jestem w stanie kontrolować, jestem coraz bardziej zdolna do powierzania swojego życia Bogu i zajmowania się tym, co On przygotował dla mnie na dziś. Staje się to o wiele większą przygodą niż program ćwiczeń oporowych – coś jak wędrówka w porównaniu z chodzeniem po bieżni. Jest to odświeżająco rześkie odkrywanie piękna.
Z każdym krokiem przypominam sobie, że z łaski Boga jestem tym, kim jestem, i jestem wdzięczna.